Logo
Wyślij zapytanie
Case studies

Jak technologia i automatyzacja pomagają redukować koszt pracy? - Automation Talks #15

Mateusz Tajak
Mateusz Tajak
Jak technologia i automatyzacja pomagają redukować koszt pracy? - Automation Talks #15

Podcast Automation Talks dedykowany jest osobom świadomie podchodzącym do digitalizacji i automatyzacji procesów biznesowych. Poruszamy tutaj tematy z pogranicza biznesu i technologii, które pomogą Ci znaleźć najlepszą drogę cyfrowej transformacji dla twojej firmy.

15 odcinek serii Automation Talks! Mateusz i Sebastian wprowadzają nas w świat technologii i automatyzacji, dzięki której możemy redukować koszty pracy.

Więcej na temat Robotic Process Automation dowiesz się z naszego bloga https://ggsitc.com/pl/blog.

Posłuchajcie, zmotywujcie i wyciągnijcie z tej rozmowy to, co dla Was teraz najlepsze.

🎧 Zapraszamy na Spotify, Apple Podcasts, Google Podcasts, Spreaker. Enjoy!

Listen to "#15 Jak technologia i automatyzacja pomaga redukować koszty pracy" on Spreaker.

Transkrypcja

Sebastian Grzesik: Cześć, z tej strony Sebastian Grzesik.

Mateusz Tajak: Cześć, z tej strony Mateusz Tajak.

Sebastian Grzesik: Witamy was w piętnastym odcinku Automation Talks. Umówiliśmy się z Mateuszem, że tym razem zamieniamy się rolami, przynajmniej na początku podcastu. Dzisiaj porozmawiamy o temacie, który wielokrotnie pojawia się w naszych rozmowach ze znajomymi i przyjaciółmi, którzy są managerami czy CEO dużych organizacji. Bardzo często dostajemy od nich pytania o to, jak obecnie wygląda rynek pracy oraz w jaki sposób automatyzacja może pomóc w rozwiązywaniu problemów związanych z zarządzaniem zasobami ludzkimi.

Mateusz Tajak: Wydaje mi się, że koszty pracy to temat, który spędza sen z powiek wielu managerom, którzy działają w dużych organizacjach. Z kolei automatyzacja ma tak wiele twarzy, że zauważamy je niemal na każdym kroku. Chociaż w niektórych przypadkach możemy w ogóle nie dostrzec jej działania. W związku z powyższym postanowiliśmy poruszyć ten temat i przenieść nasze biurowe dyskusje na tematy związane z technologiami wspierającymi organizacje w kwestii zarządzania zasobami ludzkimi do tego podcastu. Podzielimy się z Wami naszymi najciekawszymi spostrzeżeniami w tej kwestii.

Sebastianie, na co dzień działasz w dziale HR i masz dostęp do informacji o kosztach pracy od strony zarządczej. Jak zatem z Twojej perspektywy wyglądają koszty pracy? Jak oceniasz to, co w tej chwili w ogóle dzieje się na rynku pracy?

Sebastian Grzesik: Faktycznie sytuację na rynku pracy obserwuję z kilku perspektyw: managerskiej, prywatno-profesjonalnej oraz z pozycji osoby współtworzącej zespół HRowy w GGS IT Consulting. Myślę, że tę sytuację można ocenić bing bang’em. Przepraszam, że mówię tak wprost, ale to, co obecnie dzieje się na rynku pracy, jest sporym zaskoczeniem dla każdego rekrutera i organizacji, która aktualnie interesuje się rynkiem pracy i dostępnością zasobów ludzkich. Zdziwienie może pojawić się na dwóch płaszczyznach. Pierwszym obszarem jest ten związany z chęcią zatrzymania pracownika. Z kolei drugi dotyczy zatrudnienia nowego pracownika. Aby firma funkcjonowała przynajmniej na aktualnym poziomie, trzeba mieć osoby, z którymi można pracować na odpowiednio wysokim, określonym przez organizację, poziomie. Jeśli natomiast firma się rozwija — a wiele firm z nami współpracujących, jest właśnie na etapie dynamicznego lub bardzo dynamicznego wzrostu — to potrzebuje talentów. W tym odcinku nie będziemy pogłębiać tematu rekrutacji, niemniej jednak potwierdzamy, że widzimy zmiany zachodzące na tym rynku i jesteśmy pewni, że obecna sytuacja spędza sen z powiek niejednemu managerowi, partnerowi biznesowemu zajmującym się HR czy rekruterowi. Wyzwania związane z utrzymaniem pracownika czy pozyskaniem nowego talentu są w tym momencie ogromne. Jest to spowodowane kilkoma czynnikami. Pierwszym podstawowym powodem, który zupełnie zmienił reguły pracy, jest fakt, że firmy zaczęły pracować zdalnie lub w formie hybrydowej. Pewnie masz w swoich profesjonalnych kontaktach osoby, które pracują zdalnie dla zagranicznych firm, prawda?

Mateusz Tajak: Zdecydowanie znam przypadki, że osoby z Polski pracują dla firm ze Stanów Zjednoczonych albo ktoś z Meksyku realizuje zadania dla startupu ze Skandynawii. Właściwie masz rację, że teraz tego typu sytuacja jest bardzo prawdopodobna. Pandemia koronawirusa właściwie cały czas uczy nas działania w taki sposób. Jest to też element większego wyzwania związanego z przełączeniem się na pracę zdalną, ale z zachowaniem produktywności i efektywności pracowników. Trzeba tutaj też pamiętać, że niezależnie od sposobu pracy trzeba realizować założone przez firmę cele. Faktycznie mamy tutaj bardzo wiele wyzwań.

Sebastian Grzesik: Przyjrzyjmy się bliżej zmianom, jakie ostatnio nastąpiły na rynku pracy. Teraz ktoś z Polski może z łatwością pracować dla firmy Stanów Zjednoczonych albo osoba z Meksyku może działać dla kogoś ze Skandynawii. Oznacza to tyle, że osoba, która wcześniej pracowała w Polsce albo w Meksyku zwiększyła zakres poszukiwań nowych, potencjalnych ofert. W tym momencie pracownicy już nie skupiają się na lokalnych możliwościach czy propozycjach pracy z województwa lub kraju. Tak naprawdę otworzyliśmy się na cały świat. I ten trend jest bardzo widoczny wśród naszych znajomych, kolegów z pracy czy w realizowanych przez nas projektach. Co ważniejsze, dobrze wykonywana praca zdalna może przynosić ciekawe rezultaty zwłaszcza dla pracownika. Jednak z perspektywy pracodawcy jest to ogromne ryzyko i zagrożenie. Firmy, które dotychczas wymagały, aby pracować wyłącznie z biura albo takie, które nie mogą zrezygnować z fizycznej obecności pracownika, wystawiają się na ryzyko utraty potencjalnego pracownika. W tym momencie na rynku jest wiele firm, które nie wymagają w ogóle albo wymagają w określonym zakresie obecności w biurze. To wszystko wpływa na fluktuację zatrudnienia w danym zakładzie pracy. Z drugiej strony, pracownicy są coraz bardziej odważni w kwestii podejmowania decyzji o zmianie pracy. Myślę, że tutaj dość duży wpływ ma też mikro i makro polityka monetarna. Chyba możemy się zgodzić, że zmiany ekonomiczne doprowadziły do inflacji nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach.

Mateusz Tajak: Myślę, że to jest dobry moment, aby poruszyć kwestie związane z wyzwaniami świata nowych technologii, który jest dość specyficzny. Obecnie praca w sektorze IT jako pracownik zatrudniony na umowę o pracę jest niemal idealną sytuacją. Jednak rozważmy tutaj też sytuacje naszych klientów, którzy mają firmy skupiające się na produkcji, a które niekoniecznie są zlokalizowane w dużych miastach. W takich miejscach też występuje problem z dostępem do wykwalifikowanych pracowników. Zatrudnienie takich specjalistów jak spawacz albo osób obsługujących produkcję jest bardzo trudne. Co prawda na ten moment firmy nauczyły się radzić z tym problemem między innymi dzięki agencjom pracy tymczasowej. Natomiast trudności zaczynają się pojawiać również w działach administracyjnych i operacyjnych. Jak już powiedziałeś, praca zdalna pozwoliła osobom, które do tej pory były przyzwyczajone do pracy w jednej firmie i w jednej lokalizacji, na większą elastyczność i możliwość dokonywania zmiany. Teraz jest większa dostępność pracy zdalnej, przez co niekoniecznie trzeba być zatrudnionym w jednej firmie przez lata. Pojawiają się na przykład możliwości zatrudnienia w innej firmie produkcyjnej, która jest nieco oddalona od miejsca zamieszkania. Jednak dojazdy nie będą uciążliwe, bo siedzibę nowej organizacji można odwiedzać raz w tygodniu. Mam nadzieję, że ta zmiana jednak przyniesie tylko pozytywne efekty. Natomiast z perspektywy firm produkcyjnych te wszystkie zmiany sprawiają, że pojawia się dużo większe wyzwanie związane z kosztem pracy. Jak powiedziałeś, jesteśmy w miejscu, w którym rąk do pracy brakuje właściwie na każdym stanowisku. Rekordowo niskie bezrobocie sprawia, że mamy rynek pracownika a pracodawcy muszą prześcigać się w kolejnych benefitach, które uatrakcyjnią ofertę zatrudnienia w danej organizacji. Jednak z punktu widzenia pracodawcy, każdy kolejny dodatek jest kosztem pracy danego pracownika. Co więcej, fluktuacja i zmiany na stanowiskach sprawiły, że proces rekrutacyjny ciągle musi być otwarty. Tak naprawdę proces rekrutacyjny i zatrudnienie pracownika już są ogromnymi kosztami. Zakładając, że dana osoba będzie pracować w naszej firmie stosunkowo krótko, całkowity koszt pozyskania pracownika jest dość duży. Myślę, że to jest spore wyzwanie dla osób zarządzających i managerów, którzy odpowiadają za rentowność zatrudnienia zarówno w sektorze technologicznym, jak i w firmach produkcyjnych, logistycznych i innych organizacjach zatrudniających kilkadziesiąt i więcej pracowników.

Sebastian Grzesik: Przytaczając dane statystyczne, powiem tylko, że w Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich 11 lat koszt pracy wzrósł o ponad 50%. Jest to niesamowita różnica, która wynika z wielu przyczyn mikro- i makroekonomicznych oraz socjalnych. Niemniej jednak ten koszty jest bardzo duży i — co gorsze — nieustannie rośnie. Również potwierdzam tezę, że obecna sytuacja na rynku pracy spędza managerom sen z powiek, ponieważ to wszystko wpływa na cenę usług wykonywanych przez organizację lub dóbr produkowanych przez firmę. Nie zawsze da się to wszystko odpowiednio balansować. Często jest to jedno z największych wyzwań. Kontynuując wątek, powiem jeszcze, że bardzo mocno zainspirowało mnie badanie jednego z amerykańskich profesorów, który pod koniec 2021 roku opublikował podsumowanie analizy danych ekonomicznych różnych organizacji zajmujących się produkcją gwoździ na przestrzeni ostatnich 300 lat. Naukowiec zebrał dane od 1695 roku i przeanalizował historię związaną z modelem operacyjnym poszczególnych firm produkujących gwoździe. Zanim przedstawię kilka ciekawych wniosków z badania, powiem jeszcze, dlaczego zostały wybrane gwoździe. W Stanach Zjednoczonych jest to dobro, na którego zapotrzebowanie nie zmieniło się na przestrzeni ostatnich 300 lat. Gwoździe nadal służą do budowania konstrukcji. Co więcej, profesor miał dostęp do rzetelnych danych, które mógł przeanalizować, szukając czynników wpływających na cenę gwoździa w procesie produkcyjnym w danym okresie czasu. Po wnikliwej weryfikacji i sprowadzeniu danych do relatywnie wspólnego mianownika doszedł do dwóch wniosków. Po pierwsze zauważył, że między 1695 a 2010 rokiem cena gwoździ spadła niemal 10-krotnie, a koszt pracy wzrósł znacząco. Taki wiosek potwierdza naszą tezę odnośnie tego, że zmiana kosztu pracy postępuje w czasie i jest odwrotnie proporcjonalna do cen energii czy materiałów oraz wartości pieniądza. Taka sytuacja jest spowodowana między innymi tym, że już mamy zoptymalizowany sposób wydobycia i produkcji energii, co doprowadza do tego, że zarówno koszt energii, jak i produkcji materiałów się zmniejsza. Jedyne dwa czynniki zwiększyły się na przestrzeni tych 300 lat, a są to ceny usług i koszty pracy. Zresztą dzisiaj obserwujemy podobną sytuację — właśnie te dwa faktory zmieniają swoją wartość.

Mateusz Tajak: Podałeś bardzo ciekawy przykład. Chyba rzeczywiście świat funkcjonuje tak, że pracownik oderwany od technologii i elementów wspierających proces produkcyjny po prostu chce zarobić pieniądze dla siebie. Każdy z nas raczej pracuje po to, żeby zarobić. Wydaje mi się, że koszty pracy wzrastają z wielu różnych przyczyn. Jednak zastanawiające jest to, jak technologia i sposób produkcji wpłynęły na końcową cenę gwoździa, która spadła niemal 10-krotnie.

Sebastian Grzesik: Trzeba tutaj jeszcze przyjąć pewien relatywizm w wynikach tego badania. Tak naprawdę nie możemy wziąć dolara sprzed 300 lat i porównać go z obecnym banknotem, bo ich wartość jest różna. Rok 1695 jest bardzo odległym kontekstem czasowym i tak naprawdę ciężko to wszystko zestawić. Natomiast bardzo ważny jest drugi element, tym bardziej badanie zakładało zmiany w procesie produkcyjnym. Pewnie za chwilę powiesz o tym coś więcej, natomiast skomentuję jeszcze fakt, że w kontekście samego procesu produkcyjnego, koszt pracy nadal stanowi około 30-40% wszystkich kosztów. Co więcej, te proporcje nie zmieniły się w czasie, mimo, że obecnie osób zaangażowanych w produkcję gwoździa jest znacznie mniej. Podobnie jest z budowaniem Tesli dzisiaj a konstruowaniem powozu kilkaset lat temu. Kiedyś powóz był budowany przez określoną liczbę ludzi. Dzisiaj liczba zaangażowanych w budowę Tesli jest prawdopodobnie znacząco mniejsza. Każdy, kto obserwuje rynek, wie, że przewagą konkurencyjną Tesli jest zmniejszenie do absolutnego minimum liczby pracowników potrzebnych do produkcji samochodu. Firma po prostu próbuje zredukować elementy związane z kosztem pracy czy zaangażowaniem ludzi po to, aby człowiek miał minimalny wpływ na proces produkcji. Wracając do przykładu z fabryką gwoździa, koszt pracy w tej firmie utrzymywał się na poziomie 30-40% od momentu rozpoczęcia zbierania danych.

Mateusz Tajak: Kiedy mówiłeś o tej sytuacji, do głowy przyszły mi pewne przemyślenia. Historia transformacji przemysłowej trwa dłużej niż transformacja back office’u, gdzie mamy pracowników administracyjnych. Tak naprawdę rewolucja przemysłowa trwa już od kilkuset lat, bo ona zaczęła się od maszyny parowej. I rzeczywiście te zmiany można dostrzec w każdej firmie produkcyjnej. W niemal każdej organizacji zajmującej się produkcją spotykamy roboty, ustrukturyzowane za pomocą lean management procesy, dokładnie opisane metody optymalizacji oraz szereg innych sposobów na redukcję marnotrawstwa i poprawę efektywności produkcji. Z kolei w biznesie na poziomie back office sposobów na poprawienie efektywności procesów administracyjnych, sprzedażowych, marketingowych, księgowych i innych możemy nie znaleźć. W najlepszym wypadku odnajdziemy firmę, która się tego dopiero uczy. Co więcej, pracownicy biurowi zupełnie inaczej podchodzą do zagadnień związanych z automatyzacją. Kiedyś miałem okazję być w fabryce samochodów ciężarowych, w której podczas jednej zmiany z taśmy produkcyjnej wyjeżdżało 98 samochodów. Co więcej, dokładnie po 8 godzinach pracy jednej zmiany, z taśmy produkcyjnej wyjeżdżała ostatnia zaplanowana ciężarówka. To wszystko było perfekcyjnie poukładane i wyliczone. Myślę, że podobnie było w przypadku procesu produkcji gwoździ. Co więcej, na przestrzeni lat nauczyliśmy się radzić sobie z rosnącym kosztem pracy poprzez wprowadzanie zmian. Najpierw optymalizowaliśmy pracę w sposób logiczny poprzez eliminacje marnotrawstw. Jeśli nadal była potrzeba zredukowania kosztów pracy, to wprowadzaliśmy maszyny produkujące poszczególne elementy i automatyzujące pewną część procesu tak, aby ludzie nie musieli wykonywać niepotrzebnej pracy. Teraz w wielu przedsiębiorstwach mamy już nawet zupełnie autonomiczne linie produkcyjne. Myślę, że w końcu jesteśmy w momencie, kiedy coraz częściej zaczynamy myśleć o automatyzacji nieprodukcyjnych elementów, takich jak sprzedaż (przykładem mogą być tutaj samoobsługowe sklepy, które ostatnio wprowadziła Żabka). Teraz jest ta chwila, w której należy zastanowić się nad rozwiązaniami automatyzującymi biznes. Jednak warto tutaj podkreślić, że jesteśmy dopiero na etapie uczenia się sposobów optymalizacji i automatyzacji procesów występujących w obszarze biznesowym. Pandemia też jest takim dobrym czasem, podczas którego uświadamiamy sobie, jak wiele mechanizmów istnieje po biznesowej stronie firmy.

Sebastian Grzesik: Zdecydowanie! Teraz w bardzo naturalny sposób przychodzą nam do głowy różnego rodzaju innowacje, a na rynku pojawiają się tak zwane disruptor’y. Jednym z nich na pewno jest przytoczony przez Ciebie koncept ghost store czy też 15-minutes grocery. Podoba mi się to, że tego typu rozwiązania pojawiają się w Polsce, bo mogą one zakłócić coś, czego bardzo nie lubię, czyli zakazu handlu. Oprócz Żabki także Biedronka kilkanaście miesięcy temu wprowadziła innowacyjne rozwiązanie polegające na możliwości robienia zakupów online za pomocą aplikacji Glovo. Później wprowadzili też coś, co się nazywa “Biedronka bieg”. Polega to na tym, że klienci mają teoretyczną gwarancję dostawy w ciągu 15 minut po złożeniu zamówienia ze sklepu, do którego nie można wejść. Te rozwiązania są niesamowite! Wspomniałeś o Żabce, do której klient może wejść i zrobić zakupy, ale prawdopodobnie nie spotka żadnego pracownika. Z kolei Biedronka wprowadza sklep, do którego nie możemy wejść a cały proces zakupów i zapłaty jest robiony przez aplikację mobilną z domowej kanapy. Warto jednak tutaj podkreślić, że każdy z tych przykładów ma jedną cechę wspólną: coraz mniej osób fizycznie obsługuje transakcje.

Mateusz Tajak: Zdecydowanie tak jest. I tak naprawdę o to w tym wszystkim chodzi. Wprowadzenie procesów i procedur ma doprowadzić do tego, że albo ta sama liczba osób jest w stanie obsłużyć więcej, albo mniej osób jest potrzebnych do wykonania tej samej ilości transakcji. Myślę, że to jest jedna z najważniejszych zasad związanych z wdrażaniem jakiejkolwiek automatyzacji. W końcu celem tego typu działań jest usprawnianie zadań tak, aby tym samym zasobem ludzi lub maszyn wykonać więcej albo udoskonalić proces tak, żeby mniejsza ilość zasobu była potrzebna do wykonania danej ilości pracy. Dla mnie jako osoby starającej się na wszystko patrzeć procesowo, najciekawszy w tym wszystkim jest sposób układania sekwencji działań. Weźmy jako przykład wspomnianą wcześniej Żabkę. Może się wydawać, że klienci zawsze zamawiają hot-doga w taki sam sposób, a sprzedawcy tak samo proponują zakup produktów promocyjnych. Tam na pewno jest jakaś sekwencja działań w wymyślonym przez kogoś procesie. Z drugiej strony mamy mały osiedlowy sklepik, w którym podchodzi się do lady. W takich miejscach sprzedawcy zazwyczaj nie postępują według procedur, a efektywność ich pracy najprawdopodobniej jest niższa, bo są w stanie obsłużyć mniej klientów. Co więcej, klienci mają inne doświadczenia, bo w tego typu sklepie nie wiedzą, czego się spodziewać. Tutaj mogą się pojawić nasze podświadome obawy. Generalnie jest tak, że lubimy chodzić do sklepów typu Żabka, bo tam wiemy co, gdzie leży i jak wygląda proces zakupu. Może się to wydawać dziwne, ale nasz mózg działa lepiej, kiedy spotyka się z tym, co znane. W związku z tym łatwiej jest podjąć decyzję o pójściu do Żabki, w której wszystko jest znane i przewidywalne. Dokładnie z tego samego powodu zatrzymujemy się w McDonald’s, kiedy jesteśmy w trasie. Wiemy dokładnie, co znajdziemy w tej restauracji, bo menu jest przygotowywane zgodnie z procesem i będzie smakować tak samo w każdym miejscu. Tak naprawdę tworząc procesy w skali, pojawią się korzyści. Zaznaczę tutaj tylko, że to jest bardzo długoterminowa gra. Jeśli chcemy zacząć automatyzację procesów w back office, to potrzeba czasu na efekty. To wszystko nie zadziała dobrze, jeśli po prostu pójdziemy do sklepu, kupimy oprogramowanie, zainstalujemy je i automatyzacja będzie działać. Ten proces jest bardzo złożony i długotrwały. Dokładnie z tego samego powodu jest to trudna zmiana do przeprowadzenia. Jednak ci, którzy podejmą wyzwanie, wygrają w przyszłości. Przyjmijmy, że w przedsiębiorstwie koszty pracy stanowią 50% wszystkich kosztów, a dzięki automatyzacji będzie możliwa redukcja kosztów do 30%. Wówczas znajduje się przestrzeń na wypracowanie przewagi konkurencyjnej. Przykładowo popatrzmy na firmę, która ma 100 mln zł przychodów. Jeśli ta firma do tej pory przeznaczyła 50 mln zł na pokrycie kosztów pracy i nagle będzie płacić pracownikom 30 mln zł, to niespodziewanie zyskuje 20 mln zł, które może przeznaczyć na cokolwiek. Jeśli inwestycja w automatyzację będzie kosztować 10 mln zł, to i tak jesteśmy o 10 mln do przodu. Już tutaj nie wspominam o poprawie user experience naszych klientów, którzy korzystają z danego produktu, sklepu czy innych usług. Tak naprawdę to jest tak duży system naczyń połączonych, że automatyzacja jest jedyną drogą do rozwoju przedsiębiorstwa. Wydaje mi się, że nie można przed tym uciec, a rynek wygrają ci, którzy odpowiednio podejdą do tematu automatyzacji. Cieszę się, że to wszystko się dzieje i widzimy coraz więcej dobrych przykładów wdrożeń automatyzacji.

Sebastian Grzesik: Bardzo trafne jest tutaj spostrzeżenie, że automatyzacja dzieje się zarówno w kontekście przemysłowym, jak i usługowym. Automatyzacja przemysłowa jest już na trochę wyższym poziomie dojrzałości. Organizacje są jej świadome, inwestują w nią i są bardziej odważne w podejmowaniu decyzji o wprowadzeniu automatyzacji. To wszystko jest już za nami, co oznacza, że z pewną łatwością mówimy o usprawnianiu linii produkcyjnych, wdrażaniu robotów spawalniczych czy bramkach robiących pomiar temperatury poszczególnym osobom wchodzącym na zakład pracy lub do biura. Natomiast automatyzacja dziejąca się w sferze procesów biznesowych i codziennych, powtarzalnych czynności wielu działów jest jeszcze na wcześniejszym etapie. Tutaj zmiany dopiero będą zachodzić. Boom i peak jest jeszcze przed nami. Świadomość dopiero zaczyna rosnąć. Kiedyś usprawnieniem było posiadanie komputera względem kartki papieru czy maszyny do pisania. A dzisiaj?

Mateusz Tajak: W sumie jest to zdarzenie, które łatwo zakwestionować. Kiedy pierwsze komputery przyjeżdżały do firmy, to one nie były żadnym usprawnieniem. Zazwyczaj wypuszczało się pracowników w pewną zmianę i proces, którego musieli się nauczyć. Kiedy zmuszano ich do korzystania z komputerów, pojawiało się bardzo dużo problemów. Jednak bez tych pierwszych podejść, nie byłoby dalszego postępu technologicznego. W tym momencie obok mnie stoi sześć monitorów. Gdyby 20 lat temu nie pojawiły się w przedsiębiorstwach pierwsze komputery, to nie mielibyśmy dzisiaj wokół siebie tyle sprzętu. Podobnie jest zarówno z procesem automatyzacji, jak i wdrażaniem narzędzi do automatyzacji procesów biznesowych oraz budowaniem całej kultury automatyzacji. Jeśli nie zaczniemy pracownikom pokazywać logicznego sposobu na rozwiązywanie problemów i eliminowania marnotrawstwa pojawiających się w back office oraz jeśli nie zaczniemy dostosowywać technologii do tych działań, to za 10-15 lat, albo i krócej, bo technologia rozwija się w galopującym tempie i wykładniczo wpływa na zmiany, zostaniemy z tyłu. Co prawda ta reguła nie ma zastosowania w każdej branży, natomiast duże przedsiębiorstwa muszą mieć świadomość, że jest to niesamowicie istotne.

Sebastian Grzesik: Mam jeszcze jeden przykład optymalizacji kosztów w czasie, który strasznie mi się podoba i lubię do niego wracać. Przed sobą mam wykres z raportu „Big Ideas” przygotowanego przez ARK Invest. Na jednym ze slajdów jest pokazane zestawienie samochodów tradycyjnych z autonomicznymi w ujęciu czasowym. W pierwszej części obrazka mamy przedstawioną karoce z końmi z 1871 roku z wyliczeniem, że koszt przejechania mili karocą z końmi kosztowało 1,7 dolara. Predykcja mówi, że dzisiaj koszt przejechania mili klasycznym amerykańskim sedanem to koszt wynoszący około 0,7 dolara. Natomiast w prawej części obrazka mamy przedstawiony 2025 rok, w którym koszt przejechania mili samochodem autonomicznym (bez kierowcy, aby obniżyć koszt pracy) będzie wynosić 0,25 dolara. Osobiście uważam, że to jest najpiękniejsze w innowacjach, nowych technologiach i szukaniu rozwiązywania na obniżenie kosztów.

Mateusz Tajak: Wydaje mi się, że już nie będziemy nic więcej podsumowywać czy jeszcze dodatkowo przekonywać do automatyzacji. Rzeczywiście, dla organizacji może to być trudna decyzja do podjęcia, zwłaszcza pod kątem biznesowym. Co więcej, można ją bardzo łatwo odkładać w czasie i zepchnąć na dalszy plan, aby teraz zajmować się innymi rzeczami. Natomiast zaniedbanie tego aspektu w pewnym momencie może sprawić, że w końcu zostaniemy w tyle. Tutaj nie mówię jedynie o robotyzacji, ale ogólnie o innowacjach i nowych technologiach, o przejściu przez pewną transformację, o mądrym wykorzystywaniu danych czy o budowaniu nowych konceptów. Tak naprawdę powinniśmy zwrócić uwagę na wszystko, co sprawia, że naszym pracownikom lepiej się pracuje w naszych organizacjach. Pamiętajmy, że koszty rekrutacji i częste rotacje niekoniecznie są dobre dla firmy. Jeśli zatem pracownicy będą pracować w miejscu, gdzie muszą wykonywać bezsensowne i powtarzalne czynności, których bardzo często nie rozumieją, to w końcu zmienią pracę i pójdą do firmy, w której nie będzie tego typu obowiązków. Odejście pracownika jest kosztem, który bardzo ciężko uwzględnić w całej układance związanej z zarządzaniem zasobami ludzkimi w organizacji.

Sebastian Grzesik: Myślę, że właściciele galerii handlowych wiedzą najwięcej o przespanym momencie związanym z transformacją cyfrową i optymalizacją kosztów pracy. Dzisiaj oni są chyba najbardziej pokrzywdzonymi w kontekście wydarzeń, które wydarzyły się na przestrzeni ostatnich 20-30 lat na świecie. Chodzi mi tutaj o pojedynek pomiędzy galeriami handlowymi a e-commerce. Chyba już nikt nie ma wątpliwości, że tutaj zwycięzca jest tylko jeden.

Mateusz Tajak: Z drugiej strony wydaje mi się, że galerie handlowe jednak trochę zmieniają swój model biznesowy.

Sebastian Grzesik: Ostatnio słuchałem podcastu, w którym opowiadano o tym, że w Stanach Zjednoczonych i Holandii galerie handlowe zaczyna się przekształcać w mieszkania. Jakby na to nie patrzeć, te obiekty są dość atrakcyjne i zlokalizowane w centrum miasta. W związku z tym koszt metra kwadratowego powierzchni handlowej jest rynkowo wysoki i niekoniecznie ktoś chce go ponieść. I dlatego pojawiły się dywagacje, jak inaczej je zagospodarować. Właściwie w Krakowie miała miejsce podobna sytuacja. Jest takie miejsce po Tesco, które zostało kupione przez dewelopera. Z tego, co wiem, budynek został zrównany z ziemią i teraz powstanie tam osiedle. Natomiast przykłady ze Stanów Zjednoczonych czy Holandii pokazują, że niektóre istniejące galerie handlowe będą przerabiane na nowe mieszkania.

Mateusz Tajak: Ciekawe to wszystko! Kończąc nasze dzisiejsze spotkanie, jednak krótko bym podsumował tę naszą dyskusję. Warto pamiętać, że koszty pracy są widoczne tylko dla osób zarządzających firmą na wysokim szczeblu. Dużym problemem managerów jest jednak kaskadowanie nie tylko wiedzy na ten temat, ale też nawyków związanych z nieustannym szukaniem optymalizacji usprawnień w back office, który dopiero się uczy automatyzacji i sposobów na efektywną pracę. Im wcześniej podejdziemy do wprowadzania zmian, tym lepiej.

Sebastian Grzesik: Dodam jeszcze, że takie podejście z wielu przyczyn jest dobre zarówno dla managerów, jak i pracowników.

Dziękuję za tę rozmowę i do usłyszenia!

Mateusz Tajak: Również dziękuje i życzę wszystkiego dobrego.